sobota, 1 czerwca 2013

3.



Szybko znalazłam się w pomieszczeniu w którym bliskie mi osoby miały się ze mną żegnać. Nie obyło się bez szarpaniny ze Strażnikami.  Z odjazdem do stolicy będą musieli trochę poczekać, bo byłam pewna tego, że pół szkoły przyjdzie się ze mną pożegnać.  Czekałam, czekałam i nikt nie przychodził. Kłócą się kto powinien wejść pierwszy?  W końcu drzwi się otworzyły. To byli moi rodzice. Mama natychmiast mnie uścisnęła. Była cała we łzach. Tata próbował zachować powagę, ale mu to  nie wychodziło.   Coś do mnie mówili, ale ja ich nie słuchałam.
- Ale mogłaś chociaż uścisnąć ta dłoń tego chłopaka Janette! Nie tak Cię wychowaliśmy. Przynosisz wstyd dystryktowi! – powiedział ojciec. Wtedy zaczęłam ich słuchać. Spojrzałam na niego surowo.
- Tu nie chodzi o to kto wygra, bo i tak 23 trybutów zginie. Ważne, żeby zapewnić widowisko, żeby przyciągnąć ich przed te telewizory i telebimy. Mają się zachwycać.  I ja im to zapewnię. – stwierdziłam. Miałam rację. Większość zawodników będzie zbyt przewidywalna. A ja już zaczęłam swoją grę. Nie będą mogli się doczekać jak mnie zobaczą. To będą najlepsze Głodowe Igrzyska w całych dziejach.
- Kochanie, ale… - odezwała się matka, ale ja jej natychmiast przerwałam.
- Powinniście już iść. Czas się wam kończy. – mruknęłam obracając się patrząc w okno. Im dłużej tutaj są tym zaczynam mieć wyrzuty sumienia, a ja nie mogę sobie na nie pozwolić. Posłuchali mnie i wyszli.  Usiadłam na parapecie. Wiem, że ich zraniłam, ale tak należało zrobić W tym okresie nie ma czasu na jakieś mazanie. I tak to nie było w moim stylu.  Wpatrywałam się w wielki prostokąt, który powoli się otwierał. Weszła smutna Laura. Zacisnęłam swoje pięści w porywach złości. Podbiegłam do niej i natychmiastowo przycisnęłam ją do ściany.
- Jak mogłaś?! Dlaczego się za mnie nie zgłosiłaś? Czemu nikogo nie zmusiłaś?! Dlaczego?! PYTAM SIĘ DLACZEGO! – krzyknęłam trzymając ją za gardło. Byłam wściekła. Strasznie wściekła. Przyjaciółki poświęcają się dla drugiej.  Miałam ochotę jej przywalić. Puściłam ją patrząc na nią złowrogo.
- Jane… ty nadal nie rozumiesz? Nikt nie chciał ryzykować życia. Nikt.. – powiedziała patrząc na mnie przerażona.  Podniosłam swoją dłoń i zafundowałam ‘’przyjaciółce’’ klapsa z liścia.
- Wyjdź. Nie chcę Cię tu widzieć. – oznajmiłam  otwierając jej drzwi. Zauważyłam, ze Laura miała łzy w oczach. Szybko wybiegła. Ja natomiast trzasnęłam drzwiami. Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć.  W przypływie złości zaczęłam kopać ścianę. Suki. Przeklęte suki. Chciały wykorzystać moją popularność. Mówiły, że mogę na nie liczyć, a gdy przychodzi co do czego to mnie wystawiają. Niech się modlą, abym umarła, ponieważ jak przeżyję dostaną nauczkę. Ze mną nie powinno się zadzierać. Nawet nie usłyszałam, kiedy ktoś wszedł do pokoju. Zacisnęłam mocno powieki. Nie, ze chciałam płakać, ale musiałam się jakoś uspokoić.
- Jane.. wszystko będzie w porządku. Wygrasz to. Wierzę w Ciebie. – usłyszałam. Poznałam ten głos od razu. Connor. Obróciłam się w jego kierunku. Westchnęłam. Zaraz zadam mu cios w serce.
- Connor… - zaczęłam, ale on mi przeszkodził.
- Dasz radę. Jesteś  silna, sprytna, mądra.. – odparł i mnie pocałował. Nie mogłam. Czas się nam kończył, a ja musiałam to zrobić. Odsunęłam go od siebie.
- Connor. Nie kocham Cię. – powiedziałam prosto z mostu. W jego oczach widziałam zaskoczenie i niedowierzenie.
- Nie żartuj. Wiem, ze to robisz dlatego, ze istnieje spore prawdopodobieństwo, że umrzesz. – stwierdził chwytając mnie za ramię.
- Nie kłamię. Kłamałam z miłością do Ciebie. Nigdy Cię nie kochałam. Nigdy. Idź już. – oznajmiłam  idąc w stronę okna. Nawet nie zauważyłam kiedy wyszedł.
Po jakimś czasie znalazłam się w samochodzie, który wiózł nas na peron. Założyłam nogę na nogę i patrzyłam prosto przed siebie. Niedługo się zacznie moja przygoda.  Całe Panem będzie płakać razem ze mną oraz triumfować, kiedy osiągnę sukces. Strażnicy Pokoju odprowadzili nas do pociągu. Nigdy takowym nie jechałam. Zastanawiałam się jakie to uczucie. Stojąc w wejściu do pociągu obróciłam się i spojrzałam na tych wszystkich ludzi. Uśmiechnęłam się promiennie i im wszystkim pomachałam.
- Do zobaczenia! – krzyknęłam. Byłam pewna, że tu jeszcze wrócę.
Szczęka mi opadła, kiedy zobaczyłam wyposażenie pojazdu. Czułam się jak w jakimś hotelu. Pełno jedzenia oraz drogich rzeczy. Fedora zaprowadziła nas do naszej jadalni. Mówiła coś o tym, że zaraz przyjdzie nasza mentorka. Z tego co wiem to miała na imię Marian. Zresztą kogo to obchodziło.  Nie zamierzałam słuchać jej rad. Sama sobie świetnie poradzę. Wzięłam do rak pączka i zrobiłam spory gryz. Jeśli wszystko tutaj jest takie pyszne to będę miała spory problem, ponieważ przytyje. A do tego nie mogłam dopuścić.  Grubasy nie mają żadnych szans, bo niby jak zdobędą sponsorów?
- Witajcie. Jestem Marian, będę waszą mentorką. – wyrwał mnie z rozmyśleń głos. Kobieta niczym się nie wyróżniała. Miała krótkie, czarne włosy. Była dosyć chuda. Jak ona mogła zwyciężyć? Już wiedziałam, że niczego mi nie doradzi.
- Jak mamy przeżyć? – zapytał prosto z mostu Samwell. Westchnęłam głośno.
- Ty to na pewno za długo nie pożyjesz. – mruknęłam jedząc cukierki z galaretką.
- No tak, to ty jesteś Janette Whitaker. Wiele o Tobie słyszałam. Mogłabyś chociaż zacząć współpracować. Przyda Ci się to na arenie. – oznajmiła patrząc na mnie.
- Nie wydaję mi się. Nie będę słuchała pańskich rad. Ani twoich ani Fedory. Poradzę sobie sama. – powiedziałam wstając z fotela. Nie zamierzałam tu siedzieć ani marnować czasu, kiedy mogłam cieszyć się luksusami. Od zawsze o tym marzyłam. W domu nie było luksusów. Mały, skromny domek, który ciągle pachniał zbożem oraz mąką. Czyli zwykły dom w dziewiątce. 
- A! I nie wołajcie mnie na kolację. Sama się nakarmię. – odparłam wychodząc z pomieszczenia. Nie wiedziałam dokładnie gdzie znajduje się moja sypialnia, więc oglądałam każdy przedział. Wszystko było tutaj wysokiej rangi. Powinniśmy się tym wszystkim cieszyć, a nie marudzić, że umrzemy.  W końcu znalazłam drzwi z napisem ‘’trybutka z 9’’. Uśmiechnęłam się do siebie i weszłam do środka. Wielkie łóżko, łazienka i garderoba. Natychmiast położyłam się na łóżku. Czułam się jak księżniczka.
Przez całą drogę do Kapitolu się obijałam. Tu jadłam mnóstwo słodyczy oraz potrawy, które można było oznaczyć pięcioma gwiazdkami, brałam prysznic, leżałam, przebierałam się. Nikt nie próbował mnie zmuszać do rozmowy. Tylko Fedora przyszła nazajutrz mnie powiadomić, że niedługo wysiadamy, więc mam się przyszykować. Z tej okazji założyłam złotą sukienkę oraz jakieś proste baleriny. Swoje włosy związałam w  kucyk. Wyglądałam prześlicznie. Zrobię wrażenie na wszystkich. Wiedziałam, że większość oglądała relację z dożynek w telewizji. Nie ciągnęło mnie do tego. Wolałam mieć niespodziankę co do trybutów. Zobaczyć ich na żywo, a nie w jakimś prostokątnym pudle. Postanowiłam zjeść śniadanie z Samem, Fedora oraz Marian. Gdy oni sobie rozmawiali ja kompletnie się wyłączyłam i popijałam tosta sokiem pomarańczowym. Zanim się zorientowałam – pociąg stanął. Dojechaliśmy. Gdy otworzyły się przed nami drzwi od pociągu – zobaczyłam ich. Mnóstwo kolorowych dziwadeł, którzy byli spragnieni, aby nas poznać. Uśmiechnęłam się do nich strasznie szeroko i zaczęłam machać oraz posyłać całusy.
- Witajcie mieszkańcy Kapitolu! – krzyknęłam do nich wesoło.

czwartek, 30 maja 2013

2.


Otworzyłam swoje oczy. Promienie słoneczne przebijały się przez okno mojego pokoju.  Pomrugałam kilkakrotnie, aby się bardziej rozbudzić. Kolejne dożynki. Kolejna rodzina będzie rozpaczać nad swoim losem. Znowu nie będzie zwycięzcy z 9 dystryktu.  Najlepsze w tym wszystkim jest prezentacja i wywiad. Stroje, kosmetyki, publiczność. To by było coś.  Udałam się do naszej mini łazienki. Naszą wanną była spora miska. Bieda… mieszkańcy Kapitolu mogliby nam oddać trochę rzeczy. Oni i tak mają tego wszystkiego pod dostatkiem.
Parę godzin później stałam przed lustrem w białej, bawełnianej sukience. Moje włosy swobodnie opadały na ramiona. Dzisiaj zamierzałam grać dobrze wychowaną córkę, a jednocześnie pokazać  innym, że jestem zdecydowanie lepsza i piękniejsza.
- Żebyś tylko dzisiaj się zachowywała.. – oznajmił mój ojciec szykując się do wyjścia.  Wywróciłam oczami i do niego podeszłam.
- Papo… ja zawsze się zachowuję. Jestem grzeczną dziewczynką… - oznajmiłam. Fakt, nią..  czasami.  Ucałowałam go w policzek i natychmiast wyszłam z domu. Za sobą usłyszałam głośne krzyki, ze mam natychmiast wracać. Miałam to gdzieś. Byłam prawie dorosła, mogłam robić co chcę.
W końcu znalazłam się na rynku. Dużo młodzieży stało w kolejce, aby zgłosić swój obecność.  Któreś z nich niedługo miało zginąć. Nie wierzyłam w to, że ktoś od nas wygra. Fakt mieliśmy zwycięzców, ale z roku na rok jesteśmy coraz gorsi. Chociaż nic nie przebije dwunastego dystryktu, który ma tylko jedną żyjąca osobie, która wygrała. To i tak nie miało znaczenia, bo mentor to jeden wielki pijak. My mieliśmy szczęście. Tutaj ludzie byli ogarnięci. Tylko niektórzy mieli złudne nadzieje, że uda im się coś osiągnąć. Jacy oni byli naiwni. Nawet jeśli teraz ich nie wylosują to i tak za ileś lat ktoś im bliski stracić przez to życie.  Podeszłam do kobiety, która nakłuła mi palec. Przycisnęłam wskazujący palec na biały papier. Teraz mają dowód, że dotarłam na miejsce. Natychmiast poszłam się ustawić, ale zobaczyłam grupę przestraszonych dwunastolatków. No tak, to ich pierwszy. Stanęłam przed nimi i spojrzałam na nich zmartwionym wzrokiem.
- Nie martwcie się. Nie wylosują was. Los wam zawsze będzie  sprzyjał.  Rzadko biorą kogoś kto ma dopiero 1 wpis… - oznajmiłam głaszcząc jakąś blondynkę po głowie. Zauważyłam, że się trochę rozchmurzyli. Zaśmiałam się bardzo głośno.
- Żartowałam. Zginiecie okrutną śmiercią przy Rogu Obfitości.  Powodzenia. – odparłam odwracając się na pięcie. To było wredne z mojej strony.  Niech dzieciaki wiedza, że świat nie jest sprawiedliwy. Muszą się na to psychicznie nastawić. Stanęłam dumnie na swoim miejscu i słodko uśmiechałam się do ludzi dookoła.  Połowa próbowała nie zwracać na mnie uwagi, ale i tak każdy z nich spojrzał. Wyróżniałam się z tłumu. Wysoko podniesiona głowa, lekki uśmiech, ale w oczach można było zobaczyć pewność siebie.  Co roku śmiałam się prosto w twarz tym rodzinom, które mogły się już szykować na pogrzeb.  Miałam już wymyślone kilka niemiłych żartów. Nie mogłam się tego doczekać.
Na scenę weszła śmiesznie ubrana babka z Kapitolu. O ile mnie pamięć nie myliła to miała na imię Fedora. Miała długie, proste włosy o kolorze zgniłej zieleni. Ubrania były strasznie kolorowe i zdecydowanie do siebie nie pasujące. Nie wspominając  o kilogramie tapety. Poprosiła naszego burmistrza o krótkie przemówienie. Wyłączam się w tym momencie, bo zawsze wyjaśnia po co się tutaj zebraliśmy. Tylko że mi o tym wiedzieliśmy i nie trzeba było nam przypominać oczywistych rzeczy. Miał nas za idiotów czy co?
W końcu zaczęła się wyczekująca chwila. Fedora podeszła do wielkiej puli z karteczkami.  Cały czas uśmiechałam się dumnie. Karteczka już była w rękach kobiety ze stolicy.
- Trybutką z 9 dystryktu zostaje… Janette Whitaker! – oznajmiła przez mikrofon. Ha! A to jednak ta dziewoja umrze tragiczną śmiercią na arenie. Zaczęłam się naprawdę głośno śmiać. Wszyscy patrzyli prosto na mnie. Dostałam jakieś głupawki, kiedy nagle zorientowałam się, że Janette Whitaker to ja.  Mina mi zrzedła. Nikt się nie zgłaszał na moje miejsce. Nikt. Były jeszcze szanse, żeby mnie ocalić. Ledwo ruszyłam się z miejsca, aby zostać odprowadzona przez Strażników Pokoju. Weszłam na scenę i spojrzałam na tłum ludzi. Kiedy zapadło pytanie czy ktoś zgłasza się na ochotnika, wszyscy milczeli. Ręce zaczęły mi się trząść. Nie dam im tej satysfakcji. Nie pokażę, że się boję. Stanęłam z wysoką podniesiono głową i uśmiechałam się przebiegle. W tym czasie Fedora wylosowała piętnastoletniego chłopaka. Nazywał Samwell Grant. Kojarzyłam go, ale nigdy nie zadawałam się z nim ze względu na jego młody wiek.  Zresztą nie interesowało mnie nic, co jest związane z jego osobą. To był mój przeciwnik. Trzeba było się go jak najszybciej pozbyć.
- Uściśnijcie swoje dłonie. – powiedziała słodkim tonem kobieta.  Spojrzałam na trybuta. Zwykły brunet, który niczym się nie wyróżniał.  Widzowie uwielbiają buntowników oraz ludzi, którzy czymś się wyróżniają. Miałam już opracowany plan. Musiałam już teraz zacząć widowisko.
- Nie. Walcie się. – odparłam obracając się na pięcie. Kierowałam się w stronę Pałacu Sprawiedliwości.  

środa, 29 maja 2013

1.

- Jane! Jutro są dożynki i ty się nie boisz? Nie boisz się, że będziesz jedną z 23 ofiar? Doskonale wiesz, że każdy dystrykt musi złożyć daninę w postaci chłopca i dziewczynki w wieku od dwunastu do osiemnastu lat. A ty ile masz lat? 17! Czyli jeszcze masz szansę, aby zostać wylosowaną! – oznajmiła Laura. Ona tak strasznie mnie denerwowała. Próbowała, abym przeszła na dobrą stronę i zaczęła się przejmować czymś więcej niż tylko swoją urodą. Tak, byłam piękna i zdawałam sobie z tego sprawę. Byłam najładniejsza i najbardziej pożądaną dziewczyną w 9 dystrykcie. Dlaczego miałabym ścinać zboże i mielić ziarno na mąkę? Ja wolałam inne zabawy. Może nie byłam jakoś strasznie chuda, ale na pewno miałam kobiece kształty. Moje miedziane kręcone włosy sięgały aż do pasa.
- Czy ty w ogóle mnie słuchasz? – - wyrwała mnie z zamyślenia kuzynka. Nie przepadałam za nią, ale co miałam zrobić jak za mną łaziła?
- Nie przesadzaj. Nigdzie nie pojadę. A nawet jak mnie wylosują to ktoś się za mnie zgłosi. Nikt by nie pozwolił, aby taka ładna buźka się zmarnowała… - oznajmiłam puszczając oko. Taka była prawda. W szkole większość dziewczyn chodziła za mną i chciała mi usługiwać.  Jedno moje kiwnięcie palcem i skoczyłyby dla mnie w ogień.
- Uważaj żebyś się nie przeliczyła. – mruknęła i pośpiesznie odeszła. Pokręciłam głową. Głupiutka Laura. Jakby nie wiedziała, że potrafię zagadać tak, aby los mi zawsze sprzyjał. Zresztą jakoś nigdy nikt mnie nie wylosował, więc teraz również mi się uda. Wstałam z drewnianej belki i spojrzałam na swoją sukienkę. Trochę podarta, ale mama zaszyje. To ona zawsze mi powtarzała, aby pokazywać swoje zalety. Tak się złożyło, ze cała ja to jedna wielka zaleta. Widziałam wzrok chłopaków ze szkoły. Każdy chciałby mnie mieć. Szkoda, że ja ich nie chce. Nie mają w sobie tego czegoś. Fakt, spotykałam się z niektórymi, ale to było raczej z nudy.  W dzisiejszych czasach nie można przywiązywać się do ludzi. Kto wie co się może wydarzyć w przyszłości?  Postanowiłam udać się do domu. Musiałam wypocząć przed jutrzejszym dniem. Od rana będę się szykować na dożynki. W końcu msze jakoś wyglądać. A jak to wszystko się skończy, pójdę na długi spacer z Connorem. Kim jest Connor? Moim obecnym chłopakiem. Nie kochałam go, ale uroczy był z niego człowiek.  Przezywał to wszystko bardziej niż ja.  Mieliśmy wspólną przeszłość. W sumie to się nie dziwie, ze się we mnie zakochał. Wiedziałam, że to nastąpi prędzej czy później. Tylko szkoda, że ja jestem suką bez serca.