Szybko znalazłam się w pomieszczeniu w którym bliskie mi
osoby miały się ze mną żegnać. Nie obyło się bez szarpaniny ze Strażnikami. Z odjazdem do stolicy będą musieli trochę
poczekać, bo byłam pewna tego, że pół szkoły przyjdzie się ze mną
pożegnać. Czekałam, czekałam i nikt nie
przychodził. Kłócą się kto powinien wejść pierwszy? W końcu drzwi się otworzyły. To byli moi
rodzice. Mama natychmiast mnie uścisnęła. Była cała we łzach. Tata próbował
zachować powagę, ale mu to nie wychodziło. Coś do mnie mówili, ale ja ich nie
słuchałam.
- Ale mogłaś chociaż uścisnąć ta dłoń tego chłopaka Janette!
Nie tak Cię wychowaliśmy. Przynosisz wstyd dystryktowi! – powiedział ojciec.
Wtedy zaczęłam ich słuchać. Spojrzałam na niego surowo.
- Tu nie chodzi o to kto wygra, bo i tak 23 trybutów zginie.
Ważne, żeby zapewnić widowisko, żeby przyciągnąć ich przed te telewizory i
telebimy. Mają się zachwycać. I ja im to
zapewnię. – stwierdziłam. Miałam rację. Większość zawodników będzie zbyt
przewidywalna. A ja już zaczęłam swoją grę. Nie będą mogli się doczekać jak
mnie zobaczą. To będą najlepsze Głodowe Igrzyska w całych dziejach.
- Kochanie, ale… - odezwała się matka, ale ja jej
natychmiast przerwałam.
- Powinniście już iść. Czas się wam kończy. – mruknęłam
obracając się patrząc w okno. Im dłużej tutaj są tym zaczynam mieć wyrzuty
sumienia, a ja nie mogę sobie na nie pozwolić. Posłuchali mnie i wyszli. Usiadłam na parapecie. Wiem, że ich zraniłam,
ale tak należało zrobić W tym okresie nie ma czasu na jakieś mazanie. I tak to
nie było w moim stylu. Wpatrywałam się w
wielki prostokąt, który powoli się otwierał. Weszła smutna Laura. Zacisnęłam
swoje pięści w porywach złości. Podbiegłam do niej i natychmiastowo
przycisnęłam ją do ściany.
- Jak mogłaś?! Dlaczego się za mnie nie zgłosiłaś? Czemu
nikogo nie zmusiłaś?! Dlaczego?! PYTAM SIĘ DLACZEGO! – krzyknęłam trzymając ją
za gardło. Byłam wściekła. Strasznie wściekła. Przyjaciółki poświęcają się dla
drugiej. Miałam ochotę jej przywalić.
Puściłam ją patrząc na nią złowrogo.
- Jane… ty nadal nie rozumiesz? Nikt nie chciał ryzykować życia.
Nikt.. – powiedziała patrząc na mnie przerażona. Podniosłam swoją dłoń i zafundowałam
‘’przyjaciółce’’ klapsa z liścia.
- Wyjdź. Nie chcę Cię tu widzieć. – oznajmiłam otwierając jej drzwi. Zauważyłam, ze Laura
miała łzy w oczach. Szybko wybiegła. Ja natomiast trzasnęłam drzwiami. Miałam
mętlik w głowie. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. W przypływie złości zaczęłam kopać ścianę.
Suki. Przeklęte suki. Chciały wykorzystać moją popularność. Mówiły, że mogę na
nie liczyć, a gdy przychodzi co do czego to mnie wystawiają. Niech się modlą,
abym umarła, ponieważ jak przeżyję dostaną nauczkę. Ze mną nie powinno się
zadzierać. Nawet nie usłyszałam, kiedy ktoś wszedł do pokoju. Zacisnęłam mocno
powieki. Nie, ze chciałam płakać, ale musiałam się jakoś uspokoić.
- Jane.. wszystko będzie w porządku. Wygrasz to. Wierzę w
Ciebie. – usłyszałam. Poznałam ten głos od razu. Connor. Obróciłam się w jego
kierunku. Westchnęłam. Zaraz zadam mu cios w serce.
- Connor… - zaczęłam, ale on mi przeszkodził.
- Dasz radę. Jesteś
silna, sprytna, mądra.. – odparł i mnie pocałował. Nie mogłam. Czas się
nam kończył, a ja musiałam to zrobić. Odsunęłam go od siebie.
- Connor. Nie kocham Cię. – powiedziałam prosto z mostu. W
jego oczach widziałam zaskoczenie i niedowierzenie.
- Nie żartuj. Wiem, ze to robisz dlatego, ze istnieje spore
prawdopodobieństwo, że umrzesz. – stwierdził chwytając mnie za ramię.
- Nie kłamię. Kłamałam z miłością do Ciebie. Nigdy Cię nie
kochałam. Nigdy. Idź już. – oznajmiłam
idąc w stronę okna. Nawet nie zauważyłam kiedy wyszedł.
Po jakimś czasie znalazłam się w samochodzie, który wiózł
nas na peron. Założyłam nogę na nogę i patrzyłam prosto przed siebie. Niedługo
się zacznie moja przygoda. Całe Panem
będzie płakać razem ze mną oraz triumfować, kiedy osiągnę sukces. Strażnicy
Pokoju odprowadzili nas do pociągu. Nigdy takowym nie jechałam. Zastanawiałam
się jakie to uczucie. Stojąc w wejściu do pociągu obróciłam się i spojrzałam na
tych wszystkich ludzi. Uśmiechnęłam się promiennie i im wszystkim pomachałam.
- Do zobaczenia! – krzyknęłam. Byłam pewna, że tu jeszcze
wrócę.
Szczęka mi opadła, kiedy zobaczyłam wyposażenie pojazdu.
Czułam się jak w jakimś hotelu. Pełno jedzenia oraz drogich rzeczy. Fedora zaprowadziła
nas do naszej jadalni. Mówiła coś o tym, że zaraz przyjdzie nasza mentorka. Z
tego co wiem to miała na imię Marian. Zresztą kogo to obchodziło. Nie zamierzałam słuchać jej rad. Sama sobie
świetnie poradzę. Wzięłam do rak pączka i zrobiłam spory gryz. Jeśli wszystko
tutaj jest takie pyszne to będę miała spory problem, ponieważ przytyje. A do
tego nie mogłam dopuścić. Grubasy nie
mają żadnych szans, bo niby jak zdobędą sponsorów?
- Witajcie. Jestem Marian, będę waszą mentorką. – wyrwał mnie
z rozmyśleń głos. Kobieta niczym się nie wyróżniała. Miała krótkie, czarne
włosy. Była dosyć chuda. Jak ona mogła zwyciężyć? Już wiedziałam, że niczego mi
nie doradzi.
- Jak mamy przeżyć? – zapytał prosto z mostu Samwell.
Westchnęłam głośno.
- Ty to na pewno za długo nie pożyjesz. – mruknęłam jedząc
cukierki z galaretką.
- No tak, to ty jesteś Janette Whitaker. Wiele o Tobie
słyszałam. Mogłabyś chociaż zacząć współpracować. Przyda Ci się to na arenie. –
oznajmiła patrząc na mnie.
- Nie wydaję mi się. Nie będę słuchała pańskich rad. Ani
twoich ani Fedory. Poradzę sobie sama. – powiedziałam wstając z fotela. Nie
zamierzałam tu siedzieć ani marnować czasu, kiedy mogłam cieszyć się luksusami.
Od zawsze o tym marzyłam. W domu nie było luksusów. Mały, skromny domek, który
ciągle pachniał zbożem oraz mąką. Czyli zwykły dom w dziewiątce.
- A! I nie wołajcie mnie na kolację. Sama się nakarmię. –
odparłam wychodząc z pomieszczenia. Nie wiedziałam dokładnie gdzie znajduje się
moja sypialnia, więc oglądałam każdy przedział. Wszystko było tutaj wysokiej
rangi. Powinniśmy się tym wszystkim cieszyć, a nie marudzić, że umrzemy. W końcu znalazłam drzwi z napisem ‘’trybutka z
9’’. Uśmiechnęłam się do siebie i weszłam do środka. Wielkie łóżko, łazienka i
garderoba. Natychmiast położyłam się na łóżku. Czułam się jak księżniczka.
Przez całą drogę do Kapitolu się obijałam. Tu jadłam mnóstwo
słodyczy oraz potrawy, które można było oznaczyć pięcioma gwiazdkami, brałam
prysznic, leżałam, przebierałam się. Nikt nie próbował mnie zmuszać do rozmowy.
Tylko Fedora przyszła nazajutrz mnie powiadomić, że niedługo wysiadamy, więc
mam się przyszykować. Z tej okazji założyłam złotą sukienkę oraz jakieś proste
baleriny. Swoje włosy związałam w kucyk.
Wyglądałam prześlicznie. Zrobię wrażenie na wszystkich. Wiedziałam, że
większość oglądała relację z dożynek w telewizji. Nie ciągnęło mnie do tego.
Wolałam mieć niespodziankę co do trybutów. Zobaczyć ich na żywo, a nie w jakimś
prostokątnym pudle. Postanowiłam zjeść śniadanie z Samem, Fedora oraz Marian.
Gdy oni sobie rozmawiali ja kompletnie się wyłączyłam i popijałam tosta sokiem
pomarańczowym. Zanim się zorientowałam – pociąg stanął. Dojechaliśmy. Gdy
otworzyły się przed nami drzwi od pociągu – zobaczyłam ich. Mnóstwo kolorowych
dziwadeł, którzy byli spragnieni, aby nas poznać. Uśmiechnęłam się do nich strasznie szeroko i zaczęłam machać oraz posyłać całusy.
- Witajcie mieszkańcy Kapitolu! – krzyknęłam do nich wesoło.