czwartek, 30 maja 2013

2.


Otworzyłam swoje oczy. Promienie słoneczne przebijały się przez okno mojego pokoju.  Pomrugałam kilkakrotnie, aby się bardziej rozbudzić. Kolejne dożynki. Kolejna rodzina będzie rozpaczać nad swoim losem. Znowu nie będzie zwycięzcy z 9 dystryktu.  Najlepsze w tym wszystkim jest prezentacja i wywiad. Stroje, kosmetyki, publiczność. To by było coś.  Udałam się do naszej mini łazienki. Naszą wanną była spora miska. Bieda… mieszkańcy Kapitolu mogliby nam oddać trochę rzeczy. Oni i tak mają tego wszystkiego pod dostatkiem.
Parę godzin później stałam przed lustrem w białej, bawełnianej sukience. Moje włosy swobodnie opadały na ramiona. Dzisiaj zamierzałam grać dobrze wychowaną córkę, a jednocześnie pokazać  innym, że jestem zdecydowanie lepsza i piękniejsza.
- Żebyś tylko dzisiaj się zachowywała.. – oznajmił mój ojciec szykując się do wyjścia.  Wywróciłam oczami i do niego podeszłam.
- Papo… ja zawsze się zachowuję. Jestem grzeczną dziewczynką… - oznajmiłam. Fakt, nią..  czasami.  Ucałowałam go w policzek i natychmiast wyszłam z domu. Za sobą usłyszałam głośne krzyki, ze mam natychmiast wracać. Miałam to gdzieś. Byłam prawie dorosła, mogłam robić co chcę.
W końcu znalazłam się na rynku. Dużo młodzieży stało w kolejce, aby zgłosić swój obecność.  Któreś z nich niedługo miało zginąć. Nie wierzyłam w to, że ktoś od nas wygra. Fakt mieliśmy zwycięzców, ale z roku na rok jesteśmy coraz gorsi. Chociaż nic nie przebije dwunastego dystryktu, który ma tylko jedną żyjąca osobie, która wygrała. To i tak nie miało znaczenia, bo mentor to jeden wielki pijak. My mieliśmy szczęście. Tutaj ludzie byli ogarnięci. Tylko niektórzy mieli złudne nadzieje, że uda im się coś osiągnąć. Jacy oni byli naiwni. Nawet jeśli teraz ich nie wylosują to i tak za ileś lat ktoś im bliski stracić przez to życie.  Podeszłam do kobiety, która nakłuła mi palec. Przycisnęłam wskazujący palec na biały papier. Teraz mają dowód, że dotarłam na miejsce. Natychmiast poszłam się ustawić, ale zobaczyłam grupę przestraszonych dwunastolatków. No tak, to ich pierwszy. Stanęłam przed nimi i spojrzałam na nich zmartwionym wzrokiem.
- Nie martwcie się. Nie wylosują was. Los wam zawsze będzie  sprzyjał.  Rzadko biorą kogoś kto ma dopiero 1 wpis… - oznajmiłam głaszcząc jakąś blondynkę po głowie. Zauważyłam, że się trochę rozchmurzyli. Zaśmiałam się bardzo głośno.
- Żartowałam. Zginiecie okrutną śmiercią przy Rogu Obfitości.  Powodzenia. – odparłam odwracając się na pięcie. To było wredne z mojej strony.  Niech dzieciaki wiedza, że świat nie jest sprawiedliwy. Muszą się na to psychicznie nastawić. Stanęłam dumnie na swoim miejscu i słodko uśmiechałam się do ludzi dookoła.  Połowa próbowała nie zwracać na mnie uwagi, ale i tak każdy z nich spojrzał. Wyróżniałam się z tłumu. Wysoko podniesiona głowa, lekki uśmiech, ale w oczach można było zobaczyć pewność siebie.  Co roku śmiałam się prosto w twarz tym rodzinom, które mogły się już szykować na pogrzeb.  Miałam już wymyślone kilka niemiłych żartów. Nie mogłam się tego doczekać.
Na scenę weszła śmiesznie ubrana babka z Kapitolu. O ile mnie pamięć nie myliła to miała na imię Fedora. Miała długie, proste włosy o kolorze zgniłej zieleni. Ubrania były strasznie kolorowe i zdecydowanie do siebie nie pasujące. Nie wspominając  o kilogramie tapety. Poprosiła naszego burmistrza o krótkie przemówienie. Wyłączam się w tym momencie, bo zawsze wyjaśnia po co się tutaj zebraliśmy. Tylko że mi o tym wiedzieliśmy i nie trzeba było nam przypominać oczywistych rzeczy. Miał nas za idiotów czy co?
W końcu zaczęła się wyczekująca chwila. Fedora podeszła do wielkiej puli z karteczkami.  Cały czas uśmiechałam się dumnie. Karteczka już była w rękach kobiety ze stolicy.
- Trybutką z 9 dystryktu zostaje… Janette Whitaker! – oznajmiła przez mikrofon. Ha! A to jednak ta dziewoja umrze tragiczną śmiercią na arenie. Zaczęłam się naprawdę głośno śmiać. Wszyscy patrzyli prosto na mnie. Dostałam jakieś głupawki, kiedy nagle zorientowałam się, że Janette Whitaker to ja.  Mina mi zrzedła. Nikt się nie zgłaszał na moje miejsce. Nikt. Były jeszcze szanse, żeby mnie ocalić. Ledwo ruszyłam się z miejsca, aby zostać odprowadzona przez Strażników Pokoju. Weszłam na scenę i spojrzałam na tłum ludzi. Kiedy zapadło pytanie czy ktoś zgłasza się na ochotnika, wszyscy milczeli. Ręce zaczęły mi się trząść. Nie dam im tej satysfakcji. Nie pokażę, że się boję. Stanęłam z wysoką podniesiono głową i uśmiechałam się przebiegle. W tym czasie Fedora wylosowała piętnastoletniego chłopaka. Nazywał Samwell Grant. Kojarzyłam go, ale nigdy nie zadawałam się z nim ze względu na jego młody wiek.  Zresztą nie interesowało mnie nic, co jest związane z jego osobą. To był mój przeciwnik. Trzeba było się go jak najszybciej pozbyć.
- Uściśnijcie swoje dłonie. – powiedziała słodkim tonem kobieta.  Spojrzałam na trybuta. Zwykły brunet, który niczym się nie wyróżniał.  Widzowie uwielbiają buntowników oraz ludzi, którzy czymś się wyróżniają. Miałam już opracowany plan. Musiałam już teraz zacząć widowisko.
- Nie. Walcie się. – odparłam obracając się na pięcie. Kierowałam się w stronę Pałacu Sprawiedliwości.  

środa, 29 maja 2013

1.

- Jane! Jutro są dożynki i ty się nie boisz? Nie boisz się, że będziesz jedną z 23 ofiar? Doskonale wiesz, że każdy dystrykt musi złożyć daninę w postaci chłopca i dziewczynki w wieku od dwunastu do osiemnastu lat. A ty ile masz lat? 17! Czyli jeszcze masz szansę, aby zostać wylosowaną! – oznajmiła Laura. Ona tak strasznie mnie denerwowała. Próbowała, abym przeszła na dobrą stronę i zaczęła się przejmować czymś więcej niż tylko swoją urodą. Tak, byłam piękna i zdawałam sobie z tego sprawę. Byłam najładniejsza i najbardziej pożądaną dziewczyną w 9 dystrykcie. Dlaczego miałabym ścinać zboże i mielić ziarno na mąkę? Ja wolałam inne zabawy. Może nie byłam jakoś strasznie chuda, ale na pewno miałam kobiece kształty. Moje miedziane kręcone włosy sięgały aż do pasa.
- Czy ty w ogóle mnie słuchasz? – - wyrwała mnie z zamyślenia kuzynka. Nie przepadałam za nią, ale co miałam zrobić jak za mną łaziła?
- Nie przesadzaj. Nigdzie nie pojadę. A nawet jak mnie wylosują to ktoś się za mnie zgłosi. Nikt by nie pozwolił, aby taka ładna buźka się zmarnowała… - oznajmiłam puszczając oko. Taka była prawda. W szkole większość dziewczyn chodziła za mną i chciała mi usługiwać.  Jedno moje kiwnięcie palcem i skoczyłyby dla mnie w ogień.
- Uważaj żebyś się nie przeliczyła. – mruknęła i pośpiesznie odeszła. Pokręciłam głową. Głupiutka Laura. Jakby nie wiedziała, że potrafię zagadać tak, aby los mi zawsze sprzyjał. Zresztą jakoś nigdy nikt mnie nie wylosował, więc teraz również mi się uda. Wstałam z drewnianej belki i spojrzałam na swoją sukienkę. Trochę podarta, ale mama zaszyje. To ona zawsze mi powtarzała, aby pokazywać swoje zalety. Tak się złożyło, ze cała ja to jedna wielka zaleta. Widziałam wzrok chłopaków ze szkoły. Każdy chciałby mnie mieć. Szkoda, że ja ich nie chce. Nie mają w sobie tego czegoś. Fakt, spotykałam się z niektórymi, ale to było raczej z nudy.  W dzisiejszych czasach nie można przywiązywać się do ludzi. Kto wie co się może wydarzyć w przyszłości?  Postanowiłam udać się do domu. Musiałam wypocząć przed jutrzejszym dniem. Od rana będę się szykować na dożynki. W końcu msze jakoś wyglądać. A jak to wszystko się skończy, pójdę na długi spacer z Connorem. Kim jest Connor? Moim obecnym chłopakiem. Nie kochałam go, ale uroczy był z niego człowiek.  Przezywał to wszystko bardziej niż ja.  Mieliśmy wspólną przeszłość. W sumie to się nie dziwie, ze się we mnie zakochał. Wiedziałam, że to nastąpi prędzej czy później. Tylko szkoda, że ja jestem suką bez serca.